Postanowiłam zostać w tym roku
Kobietą Sukcesu.
Tak się jakoś złożyło, że miałam
ostatnio kilka rozmów i spotkań z różnymi ludźmi, w rożnych
sprawach. Po każdej z tych rozmów w głowie pozostawała mi
natrętna myśl, odczucie, czasem refleksja, którą w skrócie można
by tak zwerbalizować: jesteś super,,
robisz „duże rzeczy” i chowasz się jak ten
tchórz, bo boisz się wyjść ze swojej „strefy komfortu”, która
to strefa od pewnego czasu wcale komfortowa nie jest, bo czuję się
w niej jak w więzieniu. Jak w jakimś ohydnym worku z szorstkiej
juty, w którym przy każdym ruchu szoruję te miejsca, które
najbardziej chciałyby się z niego wydostać.
Chciałabym, aby ten tekst był taką
małą analizą, przy której będę mogła sama sobie uświadomić
co robię, czego nie robię i w jakim kierunku podążam.
Co w worku uwiera mnie najbardziej?
Chyba najbardziej mam porysowaną głowę. A w mojej głowie setki
myśli i pomysłów. Tak naprawdę, kiedy daję jej troszkę
popracować, to okazuje się studnią bez dna. I to też jest
problem, bo zbyt wiele pomysłów trudno jest realizować, a
realizować wszystkie naraz nie do pomyślenia, niemożliwe… Jestem
Randią, jestem jedną osobą…
Głowa uwiera najbardziej bo działam w
kilku obszarach równocześnie. Oczywiście w dzisiejszych czasach
każde takie działanie ma swój profil na FB, więc jestem
założycielem, pomysłodawcą i administratorem kilku profili na FB.
Ratujmy lasek brzozowy i plac zabaw na
Retkini. To profil, który założyłam i prowadzę od 2013 roku. Tu
zajmuję się działaniami stricte społecznymi. Walczę wraz
z grupą mieszkańców o teren rekreacyjny wkoło kilku bloków, na
którym „źli ludzie” mieli zakusy postawić pawilon handlowy. To
robię od pięciu lat. Udało się nam w tym czasie założyć
stowarzyszenie mieszkańców, aby terenu bronić, udało się
doprowadzić do tego, że Miasto dla tego terenu ustanowiło
miejscowe plany zagospodarowania przestrzeni. Udało się nam
zasadzić szpaler pięknych klonów, które rosną jak opętane i
wspaniale wyglądają. I już wydawało się, że sprawa jest
załatwiona, że możemy zapomnieć o „złych ludziach”, a tu
nagle zwrot akcji i znów zaczynamy formować szyki, tworzyć
strategię, zbroić się i okopywać.
Jakby ktoś chciał dowiedzieć się
więcej to zapraszam na profil, bo ten tekst miał być o mnie,
Kobiecie Sukcesu, a nie o Brzozowym Lasku.
Jego biżuteria i moje torebki. To
profil, który założyłam z myślą o promocji swoich prac i prac
mojego partnera. Ale dziś tylko o moich pracach. Jak zapewne
większość z was wie, szyje ręcznie torby, torebki, torebeczki.
Szyję ręcznie, czyli nie używam maszyny. Szyję dwiema igłami i
dratwą. Takie kaletnictwo z rymarstwem i dużą dawką fantazji „na
temat”, bo ani kaletnikiem, ani rymarzem nie jestem z zawodu. Robię
to z potrzeby tworzenia, z pasji, z ciekawości, i z konieczności
zarabiania kasy również. Moje torby wyróżniają się spośród
innych tym, że są pojedynczymi autorskimi egzemplarzami. Nie
popełniam dwóch identycznych. Ale największym ich wyróżnikiem,
ich cechą charakterystyczną jest to, że każda z moich toreb
dostaje swoje indywidualne okucia, czyli sprzączki, kółka i inne
elementy metalowe. Nie kupuję ich w sklepie z galanterią i
dodatkami kaletniczymi tylko wykuwa je dla mnie mój partner. Wykuwa
je z mosiądzu, miedzi, czasem srebra (na szczególne zamówienia).
Wykuwa je w swojej pracowni plastycznej. Jest artystą plastykiem.
Robi też do moich toreb plakiety repusowane – takie obrazki z
miedzi czy mosiądzu, które naszywam na torby. Plakiety robię też
samodzielnie, jeśli czas mi pozwala, niestety mam go dość mało.
Krótko mówiąc, torby są świetne.
Wyróżniają się na tle innych. W trakcie noszenia stają
się coraz fajniejsze, czyli czas działa na ich korzyść, co dość
rzadko się zdarza w dzisiejszych czasach. Ale w tym wypadku właśnie
tak jest. Tworzę rzeczy, które z upływem czasu wyglądają
świetnie. Zapraszam na nasz profil, pooglądajcie, nie jestem
gołosłowna.
Kasztelania Inowłodzka. Następny
temat i następny obszar moich działań. Od 2017 roku mój partner
został kasztelanem na zamku Kazimierza Wielkiego w Inowłodzu. Takie
kasztelaństwo zobowiązuje i pociąga za sobą wiele działań. Ale
zgodnie z ideą, która mi przyświeca – jestem Kobietą Sukcesu –
będę się koncentrowała na swojej pracy w tym obszarze. Zaczęło
się wcześniej, kiedy nastąpiło zadzierzgnięcie kontaktów z
władzami gminy. Przedstawiałam wtedy mój pomysł na dużą,
plenerową imprezę na tymże zamku. Pomysł się spodobał i po
kilku miesiącach sprawdziłam się w roli organizatora naprawdę
niezłej imprezy historycznej, przy której pracowało jakieś
osiemdziesiąt osób. Udało mi się zrealizować swoją wizję. Było
super, w internetach można pooglądać i poczytać o Nocy
Świętojańskiej w Inowłodzu 2017. W tym czasie właśnie mój
partner został Panem Kasztelanem, a ja Pnią Kasztelanową. Pomysł
na stworzenie Kasztelanii Inowłodzkiej na FB i w realu jest mój.
Administruję profil, udostępniam treści, a w realu organizuję
mniejsze i większe wydarzenia, ku chwale gminy, dla mieszkańców
gminy, i aby promować gminę na zewnątrz. Oczywiście odsyłam Was
do profilu, jeśli chcecie dowiedzieć się więcej.
Z kasztelanią wiąże się
nierozłącznie mały, zrujnowany domek, który wynajęliśmy od
Gminy. Ogrom pracy za nami, ale jeszcze więcej przed nami. Choć ja
już widzę oczami wyobraźni mały, biały domeczek z kwiatowym
ogródkiem w centrum Inowłodza, do którego zjeżdżają turyści,
żeby choć przez szpary w płocie zobaczyć średniowieczną bajkę.
Ale to już będzie inna opowieść.
Zakładam Fundację! I to znowu mój
pomysł. Po przeanalizowaniu tego co robię, tego co robimy wspólnie
z partnerem postanowiłam, że może udałoby się połączyć
wszystkie nasze działania w jakąś spójną całość. W jakieś
ramy organizacyjne, które ułatwią działanie, usystematyzują je i
daj bozia pomogą zarabiać pieniądze na te działania.
O pieniądzach jeszcze nie pisałam,
ale może już czas. Otóż umiem robić wiele rzeczy, udzielać się
społecznie, angażować, pomagać, tworzyć, ciężko pracować,
prowadzić samochód i wiele innych. Nie umiem tylko zarabiać.
Najbliżsi mówią, że to przez to, że mam niską samoocenę,
poczucie własnej wartości na poziomie ameby. A ja wiem, że mam też
problem z proszeniem o pomoc, ale któż go nie ma? Chyba tylko
ludzie sukcesu. Cóż, ponieważ zostaję w tym roku Kobietą
Sukcesu, to nie ma bata. Muszę się nauczyć.
Nazywam się Randia Filutowska. Właśnie
skończyłam 49 lat. Biorę się do roboty!
Tekst powstał dzięki inspirującym
rozmowom w ostatnich dniach z: Piotrem Pastusiakiem, Grażyną
Jabłońską, Rafałem Górskim, Olą Podkońską oraz dzięki
tekstowi Piotra Groblińskiego, który mnie troszkę wkurzył
krzywymi szwami.