tu możesz obserwować mój blog

czwartek, 18 stycznia 2018

Postanowiłam zostać w tym roku Kobietą Sukcesu

Postanowiłam zostać w tym roku Kobietą Sukcesu.
Tak się jakoś złożyło, że miałam ostatnio kilka rozmów i spotkań z różnymi ludźmi, w rożnych sprawach. Po każdej z tych rozmów w głowie pozostawała mi natrętna myśl, odczucie, czasem refleksja, którą w skrócie można by tak zwerbalizować: jesteś super,, robisz „duże rzeczy” i chowasz się jak ten tchórz, bo boisz się wyjść ze swojej „strefy komfortu”, która to strefa od pewnego czasu wcale komfortowa nie jest, bo czuję się w niej jak w więzieniu. Jak w jakimś ohydnym worku z szorstkiej juty, w którym przy każdym ruchu szoruję te miejsca, które najbardziej chciałyby się z niego wydostać.
Chciałabym, aby ten tekst był taką małą analizą, przy której będę mogła sama sobie uświadomić co robię, czego nie robię i w jakim kierunku podążam.
Co w worku uwiera mnie najbardziej? Chyba najbardziej mam porysowaną głowę. A w mojej głowie setki myśli i pomysłów. Tak naprawdę, kiedy daję jej troszkę popracować, to okazuje się studnią bez dna. I to też jest problem, bo zbyt wiele pomysłów trudno jest realizować, a realizować wszystkie naraz nie do pomyślenia, niemożliwe… Jestem Randią, jestem jedną osobą…

Głowa uwiera najbardziej bo działam w kilku obszarach równocześnie. Oczywiście w dzisiejszych czasach każde takie działanie ma swój profil na FB, więc jestem założycielem, pomysłodawcą i administratorem kilku profili na FB.

Ratujmy lasek brzozowy i plac zabaw na Retkini. To profil, który założyłam i prowadzę od 2013 roku. Tu zajmuję się działaniami stricte społecznymi. Walczę wraz z grupą mieszkańców o teren rekreacyjny wkoło kilku bloków, na którym „źli ludzie” mieli zakusy postawić pawilon handlowy. To robię od pięciu lat. Udało się nam w tym czasie założyć stowarzyszenie mieszkańców, aby terenu bronić, udało się doprowadzić do tego, że Miasto dla tego terenu ustanowiło miejscowe plany zagospodarowania przestrzeni. Udało się nam zasadzić szpaler pięknych klonów, które rosną jak opętane i wspaniale wyglądają. I już wydawało się, że sprawa jest załatwiona, że możemy zapomnieć o „złych ludziach”, a tu nagle zwrot akcji i znów zaczynamy formować szyki, tworzyć strategię, zbroić się i okopywać.
Jakby ktoś chciał dowiedzieć się więcej to zapraszam na profil, bo ten tekst miał być o mnie, Kobiecie Sukcesu, a nie o Brzozowym Lasku.

Jego biżuteria i moje torebki. To profil, który założyłam z myślą o promocji swoich prac i prac mojego partnera. Ale dziś tylko o moich pracach. Jak zapewne większość z was wie, szyje ręcznie torby, torebki, torebeczki. Szyję ręcznie, czyli nie używam maszyny. Szyję dwiema igłami i dratwą. Takie kaletnictwo z rymarstwem i dużą dawką fantazji „na temat”, bo ani kaletnikiem, ani rymarzem nie jestem z zawodu. Robię to z potrzeby tworzenia, z pasji, z ciekawości, i z konieczności zarabiania kasy również. Moje torby wyróżniają się spośród innych tym, że są pojedynczymi autorskimi egzemplarzami. Nie popełniam dwóch identycznych. Ale największym ich wyróżnikiem, ich cechą charakterystyczną jest to, że każda z moich toreb dostaje swoje indywidualne okucia, czyli sprzączki, kółka i inne elementy metalowe. Nie kupuję ich w sklepie z galanterią i dodatkami kaletniczymi tylko wykuwa je dla mnie mój partner. Wykuwa je z mosiądzu, miedzi, czasem srebra (na szczególne zamówienia). Wykuwa je w swojej pracowni plastycznej. Jest artystą plastykiem. Robi też do moich toreb plakiety repusowane – takie obrazki z miedzi czy mosiądzu, które naszywam na torby. Plakiety robię też samodzielnie, jeśli czas mi pozwala, niestety mam go dość mało.
Krótko mówiąc, torby są świetne. Wyróżniają się na tle innych. W trakcie noszenia stają się coraz fajniejsze, czyli czas działa na ich korzyść, co dość rzadko się zdarza w dzisiejszych czasach. Ale w tym wypadku właśnie tak jest. Tworzę rzeczy, które z upływem czasu wyglądają świetnie. Zapraszam na nasz profil, pooglądajcie, nie jestem gołosłowna.

Kasztelania Inowłodzka. Następny temat i następny obszar moich działań. Od 2017 roku mój partner został kasztelanem na zamku Kazimierza Wielkiego w Inowłodzu. Takie kasztelaństwo zobowiązuje i pociąga za sobą wiele działań. Ale zgodnie z ideą, która mi przyświeca – jestem Kobietą Sukcesu – będę się koncentrowała na swojej pracy w tym obszarze. Zaczęło się wcześniej, kiedy nastąpiło zadzierzgnięcie kontaktów z władzami gminy. Przedstawiałam wtedy mój pomysł na dużą, plenerową imprezę na tymże zamku. Pomysł się spodobał i po kilku miesiącach sprawdziłam się w roli organizatora naprawdę niezłej imprezy historycznej, przy której pracowało jakieś osiemdziesiąt osób. Udało mi się zrealizować swoją wizję. Było super, w internetach można pooglądać i poczytać o Nocy Świętojańskiej w Inowłodzu 2017. W tym czasie właśnie mój partner został Panem Kasztelanem, a ja Pnią Kasztelanową. Pomysł na stworzenie Kasztelanii Inowłodzkiej na FB i w realu jest mój. Administruję profil, udostępniam treści, a w realu organizuję mniejsze i większe wydarzenia, ku chwale gminy, dla mieszkańców gminy, i aby promować gminę na zewnątrz. Oczywiście odsyłam Was do profilu, jeśli chcecie dowiedzieć się więcej.
Z kasztelanią wiąże się nierozłącznie mały, zrujnowany domek, który wynajęliśmy od Gminy. Ogrom pracy za nami, ale jeszcze więcej przed nami. Choć ja już widzę oczami wyobraźni mały, biały domeczek z kwiatowym ogródkiem w centrum Inowłodza, do którego zjeżdżają turyści, żeby choć przez szpary w płocie zobaczyć średniowieczną bajkę. Ale to już będzie inna opowieść.

Zakładam Fundację! I to znowu mój pomysł. Po przeanalizowaniu tego co robię, tego co robimy wspólnie z partnerem postanowiłam, że może udałoby się połączyć wszystkie nasze działania w jakąś spójną całość. W jakieś ramy organizacyjne, które ułatwią działanie, usystematyzują je i daj bozia pomogą zarabiać pieniądze na te działania.
O pieniądzach jeszcze nie pisałam, ale może już czas. Otóż umiem robić wiele rzeczy, udzielać się społecznie, angażować, pomagać, tworzyć, ciężko pracować, prowadzić samochód i wiele innych. Nie umiem tylko zarabiać. Najbliżsi mówią, że to przez to, że mam niską samoocenę, poczucie własnej wartości na poziomie ameby. A ja wiem, że mam też problem z proszeniem o pomoc, ale któż go nie ma? Chyba tylko ludzie sukcesu. Cóż, ponieważ zostaję w tym roku Kobietą Sukcesu, to nie ma bata. Muszę się nauczyć.
Nazywam się Randia Filutowska. Właśnie skończyłam 49 lat. Biorę się do roboty!

Tekst powstał dzięki inspirującym rozmowom w ostatnich dniach z: Piotrem Pastusiakiem, Grażyną Jabłońską, Rafałem Górskim, Olą Podkońską oraz dzięki tekstowi Piotra Groblińskiego, który mnie troszkę wkurzył krzywymi szwami.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz